Polityka Polityka

Litewscy konserwatyści próbują usprawiedliwiać się przed Warszawą w kwestii Polaków

Źródło obrazu: www.karikatura.lt
 

Władze Litwy nadal przykręcają śrubę polityki narodowej. W Sejmie odłożono dyskusję nad ustawą, na którą czekają mniejszości narodowe. Przewodniczący polskiego Senatu otwarcie krytykuje kontynuatorów ruchu „Sąjūdis” za uciskanie Polaków. Ale konserwatyści również ten problem próbują przypisać knowaniom obcych sił.

Litewski wymiar sprawiedliwości postanowił pozbawić wszystkiego Dyrektora Administracji Samorządu Rejonu Solecznickiego – Bolesława Daszkiewicza. W celu ściągnięcia kary w wysokości 43 400 litów „aresztowano” jego mieszkanie, a w planach jest również zajęcie części jego pensji. A wszystko przez to, że Daszkiewicz wbrew decyzji sądu w rejonie, który zamieszkuje 79% Polaków pozostawił nazwy ulic w dwóch językach – litewskim i polskim.

W trakcie kampanii prezydenckiej Grybauskaitė Polakom pozostaje coraz mniej miejsca na Litwie. To, na co wcześniej patrzono przez palce, a nawet proponowano zalegalizować, teraz staje się bronią w walce o wynik w wyborach.

Systematyczne ograniczanie sfery życia polskiej mniejszości narodowej w kraju powoduje obecnie otwartą krytykę Warszawy. Przewodniczący senatu Polski – Bogdan Borusewicz – w trakcie wizyty na Litwie, podczas której wygłaszał w Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego wykład zatytułowany „25-lecie zmian polityki i ustroju w Polsce” otwarcie stwierdził, że za problemy stosunków litewsko-polskich winę ponoszą dawni liderzy ruchu „Sąjūdis” – czyli obecni konserwatyści wraz z Vytautasem Landsbergisem. Jednak sami „liderzy Sąjūdisa” nie przyznają się do winy i tradycyjnie szukają winnych pośród wrogów zewnętrznych. „W programie geopolitycznym Rosji, w kremlowskich księgach ideologicznych jest jasno powiedziane, że głównym celem ich polityki jest skłócenie Polski i Litwy” – jeszcze w 2011 roku w wywiadzie udzielonym polskim mediom powiedział europoseł Vytautas Landsbergis. Upływający czas nie ma wpływu na te fobie. „Z tym państwem (Polską po 1991 roku – przyp. RuBaltic.Ru) stosunki mieliśmy bardzo dobre i to jest niezaprzeczalny fakt. Pytanie, dlaczego w pewnym momencie zaczęły się one pogarszać. Widzę tylko jedną odpowiedź: specjalnie je pogarszano” – stwierdził Landsbergis kilka dni temu w odpowiedzi na zarzuty polskiego senatora.

I tutaj maestro nie skłamał – rzeczywiście relacje Litwy i Polski specjalnie stopniowo są psute. Nie ma potrzeby pomijać milczeniem, kto za tym stoi. Wystarczy spojrzeć w niedawną przeszłość.

Weźmy chociażby wystąpienie Landsbergisa poświęcone głównym zagrożeniom dla Litwy podczas jubileuszu „Sąjūdisa” w 2013 roku, w którym dostało się również Polakom. Jak jest w zwyczaju we wszystkich republikach nadbałtyckich, ojciec litewskiej demokracji podzielił mniejszości narodowe na „poprawne”, które są lojalne wobec władz kraju i „niepoprawne”, które należy wygnać z Litwy: „Przykładowo, litewscy Polacy to nasi bracia, współobywatele. Ale nie możemy mylić ich z sowieckimi Polakami na Litwie, którzy nie uznają i nie kochają Litwy”. Czyżby nawet samego Landsbergisa ktoś zmuszał do szczucia na siebie przedstawicieli Polonii?

Sami litewscy Polacy również bardzo „ciepło” wspominają zasługi Pana Landsbergisa wobec swojej mniejszości. O owych zasługach opowiadał między innymi ksiądz Dariusz Stańczyk w styczniu tego roku podczas tradycyjnego pochodu polskiej młodzieży Wilna „Za naszą i waszą wolność”, który upamiętnia powstanie styczniowe: „Harcerze, te budynki za Pałacem Ślubów były nasze. Tam znajdował się sztab harcerstwa. Po odzyskaniu niepodległości przez Litwę próbowaliśmy je odzyskać, jednak Pan Landsbergis oddał je ambasadzie Stanów Zjednoczonych. Była to demokratyczna kradzież – wiedziała o tym nie tylko ambasada USA, lecz również prezydent Polski”.

Na tle podobnych stwierdzeń staje się jasne, że relacje Litwy z Polską i Polakami mieszkającymi na Litwie rzeczywiście pogarszały się przez ostatnie dwadzieścia lat, przy czym pogarszali je sami konserwatyści.

Oczywiście Landsbergis zawsze może wymyślić straszliwe „obce siły”, które podkopują pokój między nacjami na Litwie. Lecz litewscy Polacy mimo wszystko będą opuszczać Sejm (podobnie, jak miało to miejsce 13 stycznia tego roku), gdy to właśnie on i jego koledzy z partii będą występować i po raz kolejny oskarżać Polaków o nielojalność. To właśnie konserwatyści na przestrzeni wielu lat sprzeciwiali się chociażby elementarnym polskim tablicom z nazwami ulic – nie zamiast litewskich, ale dodatkowo – i wyłącznie w miejscach, gdzie dominuje ludność polska. To pod ich naciskiem zlikwidowano uproszczone egzaminy z języka litewskiego dla przedstawicieli mniejszości narodowych. I po tym wszystkim Landsbergis nadal się zastanawia, kto tak naprawdę psuje relacje Litwinów i Polaków w kraju?

Pora jednak powiedzieć, że jest jeszcze ktoś, kto pomaga konserwatystom w psuciu owych relacji – bez wszechstronnego poparcia takiej polityki ze strony Grybauskaitė idei konserwatystów zgasły by tak samo szybko, jak niegdyś poszły w niepamięć starania socjaldemokratów, którzy doszli do władzy i proponowali „restart” stosunków z Polakami i Polską. W Sejmie Litwy obecnie leżą dwa projekty ustaw o zapisie niektórych nielitewskich nazw własnych w dokumentach. Mniejszości narodowe czekają na tę ustawę, ale… „Są dwie ustawy, różne. Jestem skłonna stwierdzić, że Sejm w dniu dzisiejszym postąpił bardzo słusznie, że nie rozpoczął dyskusji i nie przystąpił do rozpatrywania tego problemu. W rzeczywistości oba warianty wymagają poprawek” – stwierdza Dalia Polikarpowna, a Polacy w dalszym ciągu będą musieli uzbroić się w cierpliwość, chociaż – mogłoby się wydawać –taki drobiazg jak forma zapisu imion i nazwisk jest rozpatrywany niczym sprawa najwyższej wagi państwowej.

Po co zatem Landsbergis obawia się obcych sił? Z takimi przyjaciółmi ktoś z zewnątrz – mimo szczerych chęci – i tak nie będzie miał czego popsuć.


Z języka rosyjskiego przełożył Marcin Trendowicz

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: